wtorek, listopada 20

Zdrajca (miniatura)

Muzyka - https://www.youtube.com/watch?v=Hvkql7vSCGw

________________________________

Jedyne oznaki zdenerwowania, jakie można było zaobserwować u dyrektorki na nowo otwartej Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, to mała strużka potu, spływająca leniwie po skroni. Minerwa McGonagall siedziała w wysokim fotelu z normalną sobie sztywnością pleców, wypracowaną przez niemalże 45 lat pracy jako mistrzyni transmutacji, by teraz z niecierpliwością czekać na jeden sygnał z Londynu – że Ekspres Londyn-Hogwart bezpiecznie wjechał na stację w Hogsmade. To miał być wyjątkowy dzień, wyjątkowy wieczór, z jednej strony pełen radości – bo oto udało się odbudować stare magiczne mury zamku i przygotować go na rzeszę nowych, głodnych magii uczniów – z drugiej jednak smutku, bowiem ta uczta powitalna miała mieć wydźwięk zadumy – zadumy po stracie tak wielu światłych czarodziejów współczesnych czasów.

Gdy na schodach rozległo się tupanie, rytmiczne, szybkie, Minerwa złożyła ręce w geście zdenerwowania, a gdy do jej gabinetu wpadł malutki, ale wielki czynem, profesor Flitwick, zdyszany i upocony, od razu wiedziała, że wszystko przebiegło w najlepszym porządku i może już zejść do Wielkiej Sali, by tam poczekać na uczniów.

- Już są! – wyzipiał malutki czarodziej, a Minerwa McGonagall wstała i z uśmiechem ruszyła w stronę wyjścia z okrągłego gabinetu dyrektora. Wewnątrz niej toczyła się walka między podnieceniem, radością, dumą i smutkiem, który czaił się chyba w każdym uczestniku II Bitwy o Hogwart.

*

Zmierzch nad błoniami Hogwartu już zapadł, a korytarze oświetlone były mnóstwem pochodni, dającym nie tylko blask, ale i ogrzewającym zmarznięte dusze czarodziejów i czarownic zbierających się stopniowo w Wielkiej Sali. Uczniowie w różnym wieku – tak różnym, jakiego Hogwart nie widział od samego początku istnienia szkoły i czasów Godryka Gryffindora, Salazara Slytherina, Roweny Ravenclaw i Helgi Hufflepuff – witali się ze starymi znajomymi, zajmowali ulubione miejsca przy czterech stołach, śmiali się i dokazywali. Byli też bardziej cisi, mocniej skupieni, milczący, gdy okazywało się, że wokół brakuje wielu dawnych znajomych i przyjaciół. Puste miejsca ziały chłodem, którego nawet magiczny ogień nie był w stanie do końca rozproszyć.

Hermiona Granger zamknęła oczy, gdy przekroczyła próg Wielkiej Sali. Czuła w powietrzu magię, specyficzną i inną, przesiąkającą całą powierzchnię zamku, jego mury, posadzki, sufity, magiczne sklepienie Wielkiej Sali, teraz zasnute chmurami. Magię tutaj czuło się w powietrzu, choć tylko dojrzali czarodzieje byli w stanie określić, jak ogromną robiło to różnicę dla atmosfery, jaką wyczuwało się w zamku. Dziewczyna postąpiła tak kilka kroków i dopiero wtedy otworzyła oczy, którym natychmiast rzuciły się bolesne braki. Skinieniem głowy przywitała się z nową panią dyrektor, która uśmiechnęła się nieznacznie na jej widok, i przeszła w głąb Wielkiej Sali.

Pierwszym brakiem, jaki rzucił się jej w oczy, była nieobecność Severusa Snape’a. Stary Nietoperz zawsze zajmował ostatnie, najbardziej zacienione miejsce przy prezydium profesorskim. Hermiona widywała go tam od samego początku, odkąd jako przerażona i przez to jeszcze bardziej przemądrzała jedenastolatka przekroczyła próg tego miejsca po raz pierwszy, sunąc po posadzce zaraz za sławnym Harrym Potterem. Nawijała wtedy jak najęta, a gdy tylko spostrzegła mistrza eliksirów, uznała go za stały element wyposażenia Wielkiej Sali i teraz, trzy lata po jego śmierci, nie mogła nie zauważyć braku znienawidzonego nauczyciela na jego miejscu. Żaden z nowych wykładowców nie zajął jego krzesła.

Następnie jej wzrok padł na stół Gryffindoru. Nad nim rozwieszono flagi, z których smutno uśmiechały się do niej postacie związane z tym domem przez całe życie. Takie, które poległy. Uśmiechała się zatem do niej Nimfadora Tonks, Remus Lupin i Zgredek, uznany chyba przez dekoratora prawdziwym Gryfonem dzięki jego odwadze i poświęceniu. Był też Colin Creevey i jego młodszy brat; był Fred Weasley, którego czerwona czupryna mocno przyciągała wzrok. Była Lavender Brown, a między stołem Gryfonów a podwyższeniem nauczycieli dobrotliwym wzorkiem mierzył wszystkich nie kto inny tylko Albus Percival Wulfryk Brian Dumbledore.

Nad pozostałymi stołami także wisiały podobizny ich wychowanków, którzy poświęcili życie, by obecni ciałem i duchem uczestnicy pierwszej od wielkiej odbudowy Uczty Powitalnej mogli żyć w bezpieczniejszym świecie. Świecie bez Lorda Voldemorta.

21-letnia młoda kobieta powstrzymywała się tak długo, jak tylko mogła, by nie zerknąć w stronę stołu, stojącego po drugiej stronie Wielkiej Sali niż tego jej domu. Podeszła do swojego miejsca i już miała usiąść tyłem do pozostałych domów, kiedy z bocznej komnaty wyszedł ktoś, kogo się tam nie spodziewała.

- Harry? – zapytała tak cicho, że nie był w stanie jej usłyszeć, a mimo to od razu spojrzał w jej stronę i z uśmiechem skierował swoje kroki do przyjaciółki ze szkolnej ławy.

- Witaj, Hermiono – rzucił i od razu przytulił dziewczynę, z którą nie widział się już od tak dawna. Grangerówna zaraz po tym, jak udało się odbudować zamek wyruszyła w świat w poszukiwaniu rodziców, a między jej powrotem do Anglii, a wyjazdem do szkoły, nie było już czasu, by odwiedzić starych przyjaciół. – Pani dyrektor zaprosiła mnie, żebym powiedział kilka słów… eee… sam nie wiem… chyba zbyt dobrze się nie przygotowałem – powiedział Potter z półuśmiechem i wyraźnym zdenerwowaniem. Hermiona oczywiście zaczęła go pocieszać, ale zbyt długo jej nie słuchał, bowiem spojrzał ponad jej ramię i zauważył tam kogoś, komu skinął głową. Dziewczyna odwróciła się, niewiele myśląc, a jej wzrok wpierw padł na blond czuprynę, a następnie na stół Slytherinu, nad którym oczywiście brakowało jego portretu.

Zduszony okrzyk wyrwał się z jej ust i zanim pomyślała, co robi, wypadła z Wielkiej Sali z łzami lecącymi po policzkach, krzykiem duszonym w piersi i żalem dławiącym jej gardło, pod czujmy okiem Minerwy McGonagall z krzesła dyrektora i zdziwionymi spojrzeniami kilkorga uczniów. Harry zawołał za nią kilka razy, ale nie miała zamiaru się zatrzymywać dotąd, aż dotrze gdzieś, gdzie nikt jej nie znajdzie.

*

https://www.youtube.com/watch?v=8Wg1MYjOguI

Draco stał w ciemnościach niezauważony już od jakiegoś czasu. Noc była jeszcze ciepła, choć w powietrzu wyczuwało się już chłodek nadchodzącej jesieni. Piękna pełnia księżyca oświetlała błonia niczym srebrna lampa, a refleksy odbijane od pomarszczonej wiatrem tafli jeziora, tańczyły wesoło na murach zamku i skórze Gryfonki, siedzącej na krawędzi Wieży Astronomicznej.

Młody i aktualnie jedyny mieszkaniec Malfoy’s Manor, obserwował dziewczynę od kilku minut zastanawiając się. Co będzie - jeśli ujawni swoją obecność, to czy dziewczyna się nie przestraszy i nie spadnie? A może skoczy na sam jego widok? Z drugiej strony, widział, że sukcesywnie opróżniana i napełniana magicznie butelka miodu pitnego zaczyna grozić upadkiem z tej samej wysokości i bez jego udziału.

Hermiona Granger płakała. Płakała, szlochała, uspokajała się na chwilę, by zaraz rozpocząć cykl od nowa, przerywany tylko odgłosem chciwego chłeptania napoju. Jej serce – do niedawna myślała, że już zasklepione, już naprawione, już gotowe, by zmierzyć się z przykrością świata i okrucieństwem rzeczywistości, w której przyszło jej żyć – ponownie rozerwało się na kawałki, uległo krwawemu samozniszczeniu, gdy nie znalazło nad stołem jego portretu wśród bohaterów wojennych. Bo tylko ona wiedziała, jak jego poświęcenie wpłynęło na losy wojny.

Dziewczyna zachwiała się niebezpiecznie i wtedy Draco wkroczył z impetem ściągając ją za mur Wieży Astronomicznej. Upadła na kamienną podłogę z głośnym czknięciem, okrzykiem przerażenia i pacnięciem, świadczącym o tym, że musiała mocno obić sobie tylną część ciała. Spojrzała z oburzeniem na Malfoya, który zabrał jej z rąk butelkę miodu.

- Ty…! – wykrzyknęła, ale zamilkła widząc, że Ślizgon siada obok niej, opierając się plecami o balustradę i pociąga długi łyk z flaszki.

- Nie jest to ognista whisky, ale też się nada – powiedział pod nosem i machnął różdżką, ponownie napełniając pękate naczynie.

Hermiona patrzyła na niego, jak wściekła kotka i już, już miała go stamtąd wygonić, gdy zamknął jej usta jednym zdaniem.

- Przed śmiercią prosił mnie, żebym się tobą zajął.

Tak. To było zupełnie w jego stylu.

Draco podał jej butelkę, z której pociągnęła obfity łyk, a trunek podrażnił jej gardło. Miał nutę czarnej porzeczki, którą on uwielbiał przez całe życie. Łzy ponownie napełniły jej oczy i po chwili spłynęły po ubrudzonych tuszem do rzęs policzkach. Oddała butelkę niespodziewanemu i niechcianemu towarzyszowi, który poczęstował się jeszcze jedną porcją alkoholu i odstawił butelkę na podłogę.

- Kiedy przyszedł do mnie w nocy w przeddzień bitwy o Hogwart i wyjaśnił swój popieprzony plan, myślałem, że żartuje. On? Szanowany syn szanowanego śmierciożercy, on sam oddany sprawie Czarnego Pana w stu procentach, teraz nagle zmienił zdanie? Dlaczego? To nie mieściło się w mojej głowie – powiedział Draco w przestrzeń, a jego głos był w tym momencie jedynym dźwiękiem zakłócającym ciszę nocy. Blondyn pokręcił głową. – Zawsze był skryty, więc poszedłem za nim tego wieczoru. Miał dyżur w Hogsmade, bo wiedzieliśmy, że tam się pojawicie. Kiedy wszczęliście alarm sam widziałem, jak oszołomił Dohołowa i pobiegł, by zrealizować ten jego durny plan i dalej nie mogłem pojąć dlaczego! – wykrzyknął. – Dopiero potem dotarło do mnie, że kogoś chronił. Że chronił kogoś, kto walczył po drugiej stronie – dodał już ciszej.

Hermiona pochyliła się w stronę butelki pragnąc zagłuszyć wyrzuty sumienia i oddać się cudownej nieświadomości, jaką dawał w ofercie nadmiar alkoholu, a tego wieczora wypiła już sporo.

- Myślałem, że źle reagował na tortury wszystkich i nie zauważyłem, że po tym jak moja ciotka dostała cię w swoje ręce, coś się w nim zmieniło.

Draco zaśmiał się smutno i zabrał butelkę z rąk Gryfonki, po czym opróżnił ją jednym haustem. Skrzywił się, gdy alkohol rysował po jego gardle piekące wzory, po czym parsknął śmiechem ponownie napełniając butelkę.

- Był dla mnie jak brat – powiedział w ciemność.

Dziewczyna już nie płakała. Łzy zaschły jej na policzkach, a ona spoglądała w ciemność z przerażającym smutkiem, który wyzierał z jej tęczówek. Oczy nie widziały księżyca, ani mrugających do niej gwiazd, tylko inne oczy. Te szare.

- Kochałam go – odpowiedziała po chwili.

*

https://www.youtube.com/watch?v=2Bb0k9HgQxc

Gdy rozeszli się każde w swoją drogę wiedzieli, że ten chwilowy rozejm był bardziej kruchy niż ludzkie życie postawione naprzeciw Avady Kedavry. Nić porozumienia, a być może nadmiar alkoholu i strata ważnej osoby, połączyła ich tego dnia i wiedzieli, że w razie czego będą mogli na siebie liczyć.

Gdzieś w oddali wrześniowy wiatr niósł szept o poległych, upamiętnionych przez hogwartczyków tego wieczoru, a świat zasypiał z łzami bólu na oczach i słowami nadziei na językach. Niektórych do snu utuliło zmęczenie, niektórych przejedzone brzuchy, a innych rozpacz, wymalowana w sercach i w duszy. Ile by drew do ognia domowe skrzaty nie dołożyły, jej było zimno. Czuła chłód rozchodzący się od jej piersi do czubków palców i nic nie mogła na niego poradzić. Dusiła się łzami, dusiła się emocjami. A sen nie przynosił ukojenia.

Gdzieś tam rodziny z dziećmi zbyt małymi, by przekroczyły próg Hogwartu, cieszyły się, że już Jego nie ma. Jego, jego znajomych, którzy zbłądzili i wybrali ciemność, by otuliła ich jak koc, a przede wszystkim ich Pana, który był prawdziwą plagą czarodziejskiego świata. Tak, Hermiona też się cieszyła, że już nie ma Lorda Voldemorta. Jednak wojna odebrała jej więcej, niż była gotowa się przyznać.

Świat był bezpieczniejszy. Ale czy to znaczyło, że bardziej szczęśliwy?


Zasnęła z jego imieniem na ustach, w sercu i w duszy. Morfeusz zaś zesłał jej sen bezsennych mar, będący błogosławieństwem i przekleństwem jednocześnie. Takim samym, jakim było ich spotkanie kilka lat temu przy Grimmund Place nr 12. Hermiona wiedziała, że był większym bohaterem niż nie jedno z nich. Wiedział o tym też Draco Malfoy. Ale dla pozostałego świata, on był tylko zdrajcą.

Jak łatwo jest nam osądzać, nie znając sytuacji. Jak łatwo dzielić na czarne i białe. Dlaczego zapominamy o szarościach, które wypełniają nasze życie?

Kto ani razu nie był w życiu zdrajcą, niech pierwszy rzuci kamień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

szablon wykonany przez oreuis
szablon wykonany przez oreuis