Słońce
chyliło się już ku zachodowi, gdy Hermiona docierała do klatki schodowej
kamienicy, w której znajdowało się jej mieszkanko. Pot perlił się pod jej nosem
i na skroniach, ale to uśmiech gościł przez całą drogę do domu na jej ustach.
Śmiała się w duchu sama z siebie i swojego obładowania, którego mogła przecież
łatwo uniknąć, ale – jak to ostatnio często bywało – na proste rozwiązania
wpadała dopiero po czasie. Ileż zachodu wymagałoby poproszenie księgarza z Esów
i Floresów o wysłanie zakupów na konkretny adres? Przy tak dużych zakupach,
jakie poczyniła, z pewnością kierownictwo księgarni nie obciążyłoby jej
kosztami wysłania sowy, ale – po prostu na to nie wpadła.
Wtargawszy
zakupy na czwarte piętro lekko dyszała, cała mokra od potu i miała trudności ze
złapaniem powietrza, które osiadało gęsto na skórze, ale wcale nie chciało dać
się zaadaptować płucom. Duchota panowała niemiłosierna, a w nozdrzach
dziewczyny pojawił się jakiś czas temu zapach ozonu, zapowiadający gwałtowną burzę
dzisiejszej nocy. Czym prędzej zatrzasnęła za sobą drzwi, słysząc, że te
właściciela kamienicy na dole gwałtownie się otwierają, po czym zaryglowała je.
-
Colloportus – mruknęła, wycelowawszy różdżką w drzwi frontowe. – Muffliato
– dodała po chwili zastanowienia, po czym odetchnęła głęboko, ocierając pot z
czoła. Torby z zakupami postawiła na szafce na buty, po czym ruszyła do kuchni
po coś do picia. Zielona herbata z lodówki była idealną opcją na taką pogodę.
Ze szklanką w ręku skierowała się po chwili do sypialni, by zamknąć okno mimo
upału, bowiem na horyzoncie pojawiły się już ciężkie, granatowe, burzowe
chmury. Z uśmiechem na ustach stwierdziła, że w pomieszczeniu nie ma
uciążliwego lokatora, który zgubił trochę piór, zalegających teraz na podłodze
pod oknem, najwyraźniej podczas próby wyjścia przez ledwie uchylony lufcik.
Dziewczyna
miała zamiar spędzić uroczy, pracowity wieczór, studiując jeden z podręczników
do transmutacji, który pobieżnie przejrzała już w metrze, czując, iż ten rok w
Hogwarcie będzie niesamowicie ekscytujący ze względu na naukę transformacji
ludzkiej, będącej jednocześnie wstępem do animagii. Hermiona bowiem już od
kilku lat marzyła o tym, by nauczyć się zmieniać w zwierzę i sama poczyniła już
przygotowania, by na siódmym roku spróbować opanować tę piekielnie trudną
sztukę. Jej plany zrewidował jednak Lord Voldemort.
Nie
mogąc się doczekać upojnego wieczoru z książką, Hermiona czym prędzej ruszyła
do łazienki, w której zaczęła napuszczać wodę do wanny, a w międzyczasie nalała
do kubeczka wodę w celu umycia zębów, co było jej specjalnym rytuałem od
maleńkości. Cóż, rodzice dentyści zobowiązują... - pomyślała, patrząc
prosto w oczy swojego lustrzanego odbicia i czując, jak ogarnia ją
niewysłowiony smutek.
*
-
Mamo, mamo! Ale ja nie chcę do spania! - zawołała mała dziewczynka, podskakując
w miejscu i śmiejąc się do wysokiej, ciemnowłosej kobiety. Na twarzy Jean
gościł uśmiech, mimo ogromnego zmęczenia, jakie rysowało ciemne cienie pod
oczyma młodej mamy. Kobieta zdecydowanie potrzebowała snu, co nie w smak było
jej 3-letniej córce, która wykazywała się ostatnio nadmierną energią,
wykańczając godzinę wcześniej siły jej babci, a mamy Jean, Teresy, teraz
śpiącej w fotelu.
Dziewczynka
patrzyła na matkę z nieukrywaną złością. Wydęła małe policzki, zasznurowując
usta i marszcząc brwi, ręce założyła na piersi i cała się zaczerwieniła z
nerwów. Jean uśmiechnęła się w duchu, przykucając przed dziewczynką.
-
Oczywiście, Hermiono - powiedziała kobieta poważnym głosem. - Żebyś mogła iść już
spać, najpierw musimy postarać się, żeby żadne małe wredne bakterio-potwory nie
pałętały się po Twoich ząbkach! - dodała z udawanym przerażeniem. Mała Hermiona
rozdziawiła usta w wyrazie szoku i czym prędzej dała zaprowadzić się do
łazienki, gdzie mama - opowiadając o tym, jak to niegrzeczne dzieci, które nie
myją zębów, są opanowywane przez bakterio-potwory, a ich uśmiech zmienia się w
skruszałe resztki czarnych korzeni - pomogła dziewczynce pozbyć się kolonii
Kapitana Próchnica na jej małych ząbkach. Nie obyło się bez śmiechu, łaskotek i
wysmarowania pastą nosa, na co Hermiona wykrzyknęła:
-
Ale mamo, na nosie nie ma Kapitana Próchnicy!
Kobieta
parsknęła śmiechem, umyła córce twarz i zagoniła w końcu do łóżka, obiecując
porcję kolejnych opowieści na dobranoc. Nim się jednak spostrzegła, mała
Hermiona smacznie chrapała, przytulona do maskotki Pana Zębusia.
*
Młoda
kobieta uśmiechnęła się do siebie na to wspomnienie i pochyliła nad umywalką,
opłukując wodą twarz w celu pozbycia się śladów po świeżych łzach. Przez chwilę
miała wrażenie, że w drzwiach łazienki stoi jej młoda mama i z uśmiechem na
twarzy wyciąga do niej ręce, ale złudzenie szybko minęło, a Hermiona uznała, że
gdyby to był duch jej matki, ta miałaby na ciele ślady po oparzeniach.
-
Nie myśl o tym! - skarciła się, jednak emocje jakie odczuwała nie były tak
proste do okiełznania, jakby chciała. Ręka, którą wyciągnęła po kubeczek z
wodą, drżała i zamiast zacisnąć się na ceramicznym uchu, trąciła naczynie,
które z brzdękiem upadło na podłogę i rozleciało się w drobny mak dokładnie w
tym samym momencie, w którym rozległo się pukanie... a właściwie walenie do
frontowych drzwi, a za oknem błysnęło złowrogo.
Dziewczyna,
mając w pamięci, że rzuciła na drzwi zaklęcie wyciszające, złapała za różdżkę i
podeszła do nich, sprawdzając przez wizjer, kto stoi na zewnątrz. Jakie było
jej zdziwienie, gdy po drugiej stronie zobaczyła Oscara? Na pewno mniejsze niż
gdy ten krzyknął:
-
Wiem, że tam jesteś, Hermiono, słyszałem, jak stłukłaś kubek!
Grangerówna
popatrzyła na różdżkę, trzymaną w rękach, jak na zdrajcę, mrużąc oczy i czując
potężne rozczarowanie. To, że dotąd jej zaklęcia trochę szwankowały, nie miały
tak idealnego działania, jak oczekiwała, że zaklęcie Chłoszczyć!
pozostawiało smugi na oknach, było niczym w porównaniu do zupełnie
niedziałającego Muffliato.
Dziewczyna
zamknęła oczy i policzyła do trzech w głowie, głęboko oddychając, po czym
powoli otworzyła drzwi na szerokość buta, trzymając różdżkę w pogotowiu poza
zasięgiem wzroku mugolskiego znajomego.
Oscar
opierał się rękoma o ścianę po dwóch stronach drzwi. Drżał i ciężko oddychał,
jakby długo biegł, pot perlił mu się na skroniach i tuż nad wargami. Miał
ogromne cienie pod oczyma, zaś same źrenice rozszerzone nienaturalnie, jak
gdyby zażywał jakieś środki psychotyczne.
-
Co tu robisz? - zapytała dziewczyna drżącym głosem, nie rozumiejąc, skąd te
niezbyt miłe odwiedziny. Nie sądziła wcześniej, żeby z Oscarem działo się coś
złego - podczas rozmowy w kawiarni zachowywał się całkiem normalnie... do
momentu, w którym próbował wyciągnąć z Hermiony informacje o magii. Wtedy
jednak Grangerówna nie przejęła się zbytnio przesadzonym zachowaniem dawnego
kompana zabaw, a i on nie wyglądał nawet w zbliżeniu tak dziwnie, jak teraz. -
Dobrze się czujesz? - dodała lodowatym tonem, widząc jak ten o mało nie
przewraca się, gdy ręka ześliznęła mu się po emaliowanej framudze drzwi. Oscar
wyglądał tak, jakby trawiła go gorączka, a on sam przebywał duchem w zupełnie
innym świecie.
-
Musisz mi pomóc - powiedział pełnym napięcia, cichym głosem. Oparł czoło o
ścianę i zadrżał, jakby wstrząsnął nim szloch, jednak nie wydał z siebie ani
jednego dźwięku. - Proszę - dodał po chwili.
Dziewczyna
westchnęła, jednak nie przestała celować w niego różdżką zza drzwi. Nie miała
też zamiaru go wpuszczać, choć serce krajało jej się na widok tak
sponiewieranego na własne życzenie członka jej mugolskiego świata.
-
Oscar, nie sądzę, żebym mogła ci w jakikolwiek sposób pomóc, a poza tym idzie
burza, więc... - zaczęła, słysząc jak pierwsze krople zbawiennego deszczu
uderzają o szyby. - Sądzę, że powinieneś wracać do domu...
Oskar
poderwał się natychmiast i wyprostował, koncentrując wzrok na twarzy
dziewczyny, a raczej na tej części jej twarzy, którą mógł zobaczyć w ledwie
uchylonych drzwiach, zabezpieczonych staromodnym łańcuszkiem, który w razie
czego miał uchronić lokatorkę od niechcianego wejścia do środka.
-
Nic nie rozumiesz - powiedział z naciskiem. Wpatrywał się w nią pewnie, ale
Hermiona doskonale widziała dzikość w jego wzroku. Gdy oblizał wargi, skojarzył
jej się z pochyloną nad nią Bellatrix Lestrange w Dworku Malfoya. - To nie jest
zwykła burza - powiedział pochylając się w jej stronę. Dziewczyna cofnęła się
automatycznie o krok. - Proszę, musisz mi uwierzyć, musisz mi pomóc! -
wykrzyknął.
Hermiona
zastanawiała się w duchu czy Oscar oszalał, czy też został fanem jakiegoś
środka psychoaktywnego. Z jednej strony była zdecydowana zatrzasnąć mu drzwi
przed nosem, może rzucić jakieś zaklęcie zapomnienia, by pozbyć się go na
dobre, sprawić, by w jego umyśle nie pojawiło się wspomnienie z ich
przypadkowego spotkania po części dlatego, że wstydziła się tego, jak tego dnia
zachowywała się w sklepie i co kupiła, a następnie po części dlatego, że Oscar
nie powinien się nigdy dowiedzieć o świecie magii. Z drugiej jednak strony
gdzieś z tyłu głowy była taka myśl, że to magia wyrządziła jej w życiu mnóstwo
złego, a Oscar mógł być pomostem do normalnego życia... tylko, że nie
zachowywał się normalnie.
-
Zrozum, jak ona mnie znajdzie, to mnie zabije! - jęknął mężczyzna przerywając
jej rozmyślania w momencie, w którym za oknem błysnęło i rozległ się grzmot, aż
zatrzęsła się kamienica. Wiatr napierał na szyby, rozbijając o nie miliony
małych kropel deszczu, wył w kominach i zapowiadał wielką gwałtowność letniej
burzy.
-
Idź do domu - powiedziała dziewczyna chłodno. Czuła instynktownie, że znajomy
jest w jakimś stopniu niepoczytalny i obawiała się, że jeśli nie powie mu
jasno, by sobie poszedł, ten nie da jej spokoju. Dobrze pamiętała wizytę w
świętym Mungu i spotkanie z Gilderoyem Lockhartem, któremu trzeba było
łagodnie, ale stanowczo i prosto przekazywać polecenia, by ten czuł się
zobowiązany do ich wykonywania. Hermiona zamieszała zatrzasnąć drzwi, ale wtedy
Oscar z ogromną siłą wpadł w nie, wkładając obutą stopę między futrynę i
krzyknął:
Ta
aż podskoczyła, gdy znajomy złapał ją za nadgarstek w żelazny uścisk, by po
chwili opaść na kolana i zalać się wielkimi jak grochy łzami. Światło w
mieszkaniu zamigotało, a w kuchni strzeliła żarówka.
-
Proszę, to ona, to Tamira, córka mojej zmarłej siostry. Zajmuję się nią od
czasu śmierci Elly… zabraniałem jej tego… tego całego hokus pokus, próbowałem
jakoś ją z tego wyleczyć, żeby mi jej nie odebrali, żeby nie zniknęła jak
kiedyś Ty! – zawył.
W
tym momencie kilka rzeczy wydarzyło się na raz. Z ogromnym hukiem piorun
uderzył w przestrzeń pomiędzy kamienicą, w której mieszkała Hermiona, a
dziesięciopiętrowcem naprzeciwko, zahaczając przy okazji o lampę, która sypnęła
skrami na aleję drzew tuż przy drodze. Ze skrzypnięciem otworzyło się okno w
kuchni, w salonie i w sypialni mieszkania dziewczyny, która po chwili
stwierdziła, że klamki musiały się same przesunąć do pozycji umożliwiających ich
otwarcie. Oscar zawył przeraźliwie, wczepiając poobgryzane paznokcie w przegub
dziewczyny, otrzeźwiając ją tym samym, a Krzywołap wypadł spod łóżka i stanął
między dwójką szamocących się ludzi a otwartymi oknami ze zjeżoną sierścią,
sycząc wściekle. Sekundę później łańcuszek chroniący drzwi przed otwarciem pękł
i Oscar wpadł twarzą do mieszkania, o mało co nie przewracając Hermiony, która
odwróciła się teraz do niego plecami i uniosła różdżkę w stronę ciemnej,
migoczącej burzowo substancji, która właśnie przechodziła przez ramy jej okien.
Dziewczyna
doskonale zdawała sobie sprawę z tego, co ma przed sobą. A właściwie co i kogo.
Nowy,
zmutowany obscurus. Witamy.
Czarownica
zerknęła przez ramię, upewniając się, że Oscar wciąż siedzi za jej plecami i
przestępując ze stopy na stopę, by mocniej go sobą zasłonić. Nie było to proste
zadanie, bowiem trudno by dość filigranowa, wychudzona dziewczyna zasłoniła
ciałem dwumetrowego atletę, jednak Mead skulił się, zasłaniając ramionami uszy
i głowę, wciskając się w kąt mieszkania tak mocno, jakby chciał wniknąć w
ściany.
Grangerówna
nabrała sporo powietrza, przypatrując się przepływającej w powietrzu istocie,
która niebezpiecznie zbliżała się w stronę frontowych drzwi mieszkania. Dziewczyna
rozłożyła ręce po bokach, by zasygnalizować brak przejścia dla obscurusa,
jednak ten nie zrobił sobie z tego wielkiego problemu, bowiem z każdą sekundą
zbliżał się do pozostałej dwójki.
-
Tamira, tak? – zapytała cicho, ale wyraźnie czarownica, przywołując w myślach
wszystko to, co wiedziała o tych przerażających, ale fascynujących jednocześnie
istotach. – Czy ten człowiek cię skrzywdził? – zapytała po chwili, by osiągnąć
zainteresowanie opętanej dziewczynki. Przesunęła różdżką Krzywołapa, który
zasyczał na nią, oburzony jej podstępnym czynem, ale został na miejscu, wciąż
lekko nasrożony i gotowy bronić swojej pani.
Obscurus
zamigotał i zatrzymał się. Hermiona wyczuła w tym swoją szansę.
-
I teraz chcesz zrobić krzywdę jemu? – zaczęła. – Chcesz, żeby poczuł się tak,
jak ty? Żeby jego też coś zabolało, tak jak Ciebie? Chciałabyś, żeby ktoś
cierpiał tak jak ty?
Czarna
substancja rozjaśniła się nagłym błyskiem i gdyby nie sprawne rzucenie zaklęcia
tarczy, oboje dorośli znajdujący się w pomieszczeniu, z pewnością obiliby się
od ściany. Oscar zajęczał z przerażenia, ale Hermiona stała twardo na nogach,
przygotowując się do walki lub konieczności obezwładnienia dziecka. Krzywołap
zamiauczał ostrzegawczo.
-
Wiem, że to, co zrobił ci ten człowiek cały czas cię boli. Że cię przeraża – ponowiła
próbę. – To nigdy nie powinno się było wydarzyć…
Dziewczyna
mówiła spokojnym, jednostajnym tonem, próbując zmusić stworzenie i dziewczynkę
do całkowitego skupienia uwagi na niej. Szalejąca na zewnątrz burza zdawała się
być oderwana od istnienia Tamiry, która kontrolowała tylko to, co działo się w
mieszkaniu Hermiony, a tam wiatr odrobinę osłabł, a i wyładowania elektryczne obscurusa
pojawiały się rzadziej i nie były tak jasne.
-
Jestem Hermiona. Chciałabym z Tobą porozmawiać. Nie chcę cię skrzywdzić, kochanie.
Wręcz przeciwnie, chcę ci pomóc – mówiła. Światło ponownie zamigotało niebezpiecznie. –
Wiem, że świetnie sobie sama poradziłaś! – dodała szybko – Ale chciałabym ci
pokazać jak z twoimi umiejętnościami można zrobić coś pięknego. Spójrz, to jest
różdżka.
Hermiona
wskazała na trzymane w ręku drewienko. W duchu pomodliła się, by tym razem różdżka
nie zawiodła jej oczekiwań.
-
Teraz wyczaruję takie ładne stworzonko, wydrę, dobrze? Będzie się świeciła i na
pewno chętnie da ci się pogłaskać, ale musisz troszeczkę się uspokoić, bo
inaczej ją spłoszysz. To tak jak z kotkami. Lubisz kotki?
Hermiona
machnęła różdżką i przywołała swoją formę patronusa. Wydra odrobinę większych
rozmiarów niż ta prawdziwa, zakręciła się wokół nóg Hermiony. Czarna substancja
obscurusa zaczęła powoli blaknąć. Światło w mieszkaniu przestało migać.
Dziewczyna
uśmiechnęła się w stronę znikającego obscurusa, dostrzegając twarzyczkę młodej,
maksymalnie pięcioletniej dziewczynki, która patrzyła na nią zapłakanymi,
niebieskimi oczyma. Z każdą chwilą coraz mniej obscurusa, a więcej małej było
widać. Hermiona przykucnęła, by zrównać się z dzieckiem i powoli wyciągnęła do niej
rękę. Resztki czarnej mgły krążyły cały czas wokół Tamiry, ale dziewczynka
powoli wracała do normy i kontroli. Hermiona poprowadziła różdżką wydrę w
stronę Tamiry.
Dziecko
pochyliło się, by dotknąć zwierzątka, jednak jej palce prześliznęły się przez
stworzony obraz tak, że omal nie upadła. Nie rozumiejąc co się dzieje,
rozpłakała się głośno i Hermiona wiedziała, że wygrała tę bitwę, bowiem
płacząca dziewczynka nie przywoła już formy obscurusa. Podeszła do niej powoli,
by mocniej jej nie przestraszyć, myślą odsyłając patronusa do Remusa z
wiadomością o tym, co się tu wydarzyło. Wiedziała, że przyjaciel przybędzie
niezwłocznie i ściągnie ze sobą wsparcie, które pomoże dziewczynce.
-
Nie płacz, kochanie, zaraz zapoznam cię z moim kotem, zobacz, jest jeszcze
przestraszony tak samo jak ty – powiedziała, delikatnie dotykając włosów
dziecka i gładząc je po głowie. Dziewczynka patrzyła na Hermionę
wytrzeszczonymi oczyma, z których wciąż leciały łzy. – Ma na imię Krzywołap, bo
jak był malutki to też ktoś zrobił mu krzywdę i przez to ma krzywe łapki –
opowiadała.
Dziewczynka
stopniowo się uspokajała, a Krzywołap, który usłyszał swoje imię, szybko
podbiegł do właścicielki, ocierając się o dziecko i łaskocząc ogonem w nos. Chwała
Merlinowi, że Krzywołap lubi dzieci – pomyślała Hermiona.
Grangerówna
zajęła się dzieckiem, posadziła je w salonie i przyniosła lemoniady, zamknąwszy
okna jednym ruchem różdżki. Następnie zajęła się Oscarem, którego musiała
oszołomić, żeby dał sobie pomóc. Przeniosła go na stołek do kuchni i opatrzyła
zwichniętą kostkę i kilka zadrapań na twarzy i rękach. Nie zamierzała cofać
zaklęcia do czasu przybycia wsparcia ze strony Remusa, które nadeszło dziesięć
minut później.
-
Hermiono?! – zawołał Lupin, wchodząc do mieszkania bez ostrzeżenia. Dziewczyna
słyszała jego i jego towarzyszy kroki już z klatki schodowej, więc czekała na niego
na korytarzu, mając na oku bawiącą się z kotem dziewczynkę. W tle migał
telewizor z jedną z kreskówek o Tomie i Jerrym, a za oknami deszcz mocno padał,
ale grzmoty pojawiały się sporadycznie.
Lupin,
zobaczywszy swoją byłą uczennicę, odetchnął z ulgą. Za nim do mieszkania weszło
dwóch czarodziejów, w tym jednym, w którym rozpoznała sędziwego profesora
Scamandra.
[muzyczka]
-
Spokojnie, uspokoiła się, bawi się z Krzywołapem – powiedziała szybko
dziewczyna, widząc zaniepokojenie na twarzy gości. Prócz siwego Newtona
Scamandra do mieszkania wszedł wysoki, jasnowłosy czarodziej o lekko
szpakowatym wyglądzie, dość długim nosie i iskrzących się oczach, w których
dziewczyna rozpoznała te same, co u profesora. To musiał być Rolf Scamander.
Czarodzieje,
dostrzegłszy dziecko, zatrzymali się w korytarzu i wymienili między sobą a
Hermioną kilka uwag i informacji. Następnie Newton wszedł do pokoju w asyście
właścicielki mieszkania i powoli nawiązał kontakt z Tamirą, którą obiecał
zabrać do swojego domu, w którym Tina na pewno upiecze jej ciasteczka z
czekoladą. Po chwili dołączył do nich także jego wnuk i obaj zaczęli zabawiać
dziewczynkę i opowiadać jej o magii. Hermiona wycofała się do Remusa, z którym
skierowała się do kuchni, wyjaśniając po krótce, co się dokładnie stało.
-
Oszołomiłam go, bo za bardzo świrował. Dla mnie nadaje się do leczenia w
świętym Mungu i na pewno na kilka obliviate, w tym z wczesnego
dzieciństwa. Nie mogę uwierzyć, że moje zniknięcie ze świata mugoli tak na
niego podziałało – powiedziała, czując ciężar odpowiedzialności za obecną
sytuację na własnych barkach. Gdyby wtedy, w dzieciństwie, jej moc ujawniła się
w jakiś mniej spektakularny sposób, Oscar prawdopodobnie nigdy nie znalazłby
się w tej sytuacji, a dziewczynka tyle by nie wycierpiała. Hermiona gotowała
się na myśl o sińcach na ciele dziecka, które zauważyła przy chwili zabawy, nie
mogła pojąć, jak można skrzywdzić tak małe dziecko. Prawdę mówiąc, gdyby nie
fakt, że Oscar okazał się po prostu chorym, przerażonym człowiekiem, mogłaby
się nie powstrzymać przed zrobieniem mu krzywdy. Wiedziała jednak, że on sam
już ją sobie zapewnił przez zaciskającą się paranoję i przerażenie, które
doprowadziło go do choroby psychicznej.
-
Zajmiemy się tym, Hermiono – powiedział Remus, machając różdżką w stronę
bezwładnie opartego o ścianę mężczyzny, który uniósł się w powietrzu i
wylądował na niewidzialnych noszach.
-
Myślę, że lepiej, jeśli zabierzecie dziecko osobno. Tamira panicznie się go boi
– dodała właścicielka mieszkania, a Remus w zamyśleniu pokiwał głową, by po
zwili zniknąć razem z Oscarem z cichym pyknięciem.
Dziewczyna
wróciła do salonu, w którym profesor Scamander usypiał dziewczynkę trzymaną na
kolanach. Lekko zachrypnięty, ale sympatyczny głos czarodzieja wzbudzał
zaufanie, a historia o fontannie szczęśliwego losu brzmiała w jego ustach jak
obietnica czegoś wspaniałego. Rolf odszedł od swojego dziadka i wyszedł z
Hermioną na korytarz.
-
Panno Granger, pewnie rozpoznała pani mojego dziadka, Newtona, ja jestem Rolf
Scamander, nie mieliśmy okazji wcześniej się poznać – powiedział ściszonym
głosem, podając jej rękę. – Bardzo się cieszymy, że tak dobrze poradziła sobie
pani z tą sytuacją, ale czego innego można spodziewać się po kimś tak
utalentowanym i tak doświadczonym? – zapytał z uśmiechem, na twarzy. Hermiona
zaczerwieniła się lekko.
-
Co będzie z dziewczynką?
Rolf
natychmiast nachmurzył się.
-
Z pewnością zabierzemy ją najpierw do moich dziadków, tak jak to obiecaliśmy.
Praca z dziećmi z obscurusami jest bardzo trudna, ale przede wszystkim nie
wolno ich oszukiwać, bo muszą czuć do opiekunów zaufanie. Postaramy się na
pewno oddzielić obscurusa od dziewczynki, choć ostatnio są z tym pewne
trudności, słyszała pani?
Hermiona
pokiwała głową. Przed oczyma stanął jej artykuł o śmieci kolejnego dziecka,
które zostało opętane przez obscurusa, przeczytany zeszłego wtorku.
-
Później postaramy się poszukać jej nowych opiekunów, na pewno w gronie
czarodziejów. Mam nadzieję, że wszystko dobrze się skończy – powiedział z
westchnieniem Rolf.
-
Panie Scamander, nie wątpię w wasze kompetencje, ale tutaj trzeba naprawdę
sporych środków ostrożności. Dziewczynka ma maksymalnie 5 lat. W tym wieku taka
moc? Coś niesamowitego.
-
Proszę mówić mi po imieniu. Obscurodziciele z reguły są potężnymi czarodziejami
od maleńkości, a wyrządzana im krzywda tylko wzmaga pokłady magii, z jednej
strony przez jej tłumienie, z drugiej przez przemożną potrzebę chronienia się
przed napastnikiem. Nie wiemy, co się działo w życiu tej małej, ale sądząc po
siniakach i fragmencie blizny na plecach, musiała przejść małe piekło. Z
pewnością przyda jej się opieka magopsychologa i to także jej zapewnimy.
Hermiona
zasępiła się.
-
Czy nie można jej odebrać wspomnień tego, co złe?
Rolf
uśmiechnął się z dozą politowania, ale też zrozumienia.
-
A czy usunęłaby pani swoje wspomnienia z okresu wojny?
Dziewczyna
pokiwała głową ze zrozumieniem. Może i tak byłoby łatwiej, ale nie byłaby już
tą samą osobą, którą była teraz. Całe życie składało się na charakter
człowieka, odebranie mu wspomnień byłoby jak morderstwo tej osoby i stworzenie
zupełnie kogoś innego, kto nie rozumie skąd jej ból, żal, czy jak w przypadku
Tamiry, napady wściekłości.
-
Hermiona – odpowiedziała w zamian – skoro ja mam mówić do ciebie po imieniu, ty
również tak do mnie mów – dodała wyjaśniająco.
Rolf
uśmiechnął się szerzej.
-
Właściwie od dawna chciałem cię poznać, Hermiono i zaproponować współpracę, ale
teraz wiem, że po prostu muszę to zrobić. To, jak poradziłaś sobie z tym
obscurusem, to coś niesamowitego! Mieć cię w drużynie uderzeniowej to byłoby
coś! – dodał podekscytowany. – Prowadzimy badania nad tym nowym rodzajem
Obscurusów i wieloma innymi magicznymi stworzeniami, a ty i twoja wiedza z
pewnością bardzo by nam pomogły.
Hermiona
założyła ręce na piersi w lekko obronnym geście, przytłoczona propozycją Rolfa.
-
To, co mówisz, jest bardzo miłe, ale najpierw chciałabym skończyć szkolenie.
Został mi ostatni rok Hogwartu, sam rozumiesz.
-
Miło to słyszeć – dotarło do zajętych rozmową czarodziejów z kuchni, z której
po chwili wyłonił się Remus. Rolf cofnął się o krok, nagle zdając sobie sprawę,
że stoi bardzo blisko Grangerówny, a ta uśmiechnęła się do Remusa wzruszając
ramionami.
-
Ja także się cieszę, panie profesorze.
Nic tak nie cieszy w poniedziałek o 6 rano jak nowy rozdział :) bardzo podoba mi się Hermiona w akcji i to, jaka w tym całym rozgardiaszu była opanowana. Coś mi mówi, że to dopiero początek zmian i rewelacji w tej historii, alt to bardzo dobrze i mam cichą nadzieję, że intuicja mnie nie zawiedzie :)
OdpowiedzUsuńTymczasem, dziękuję pięknie za rozdział, weny i pomysłów życzę. Pozdrawiam, NanuNana
NanuNano, jak zwykle pięknie dziękuję za komentarz, cieszę się, że wywołałam uśmiech na Twojej twarzy w poniedziałkowy poranek :D
UsuńTeż wolę Hermionę-opanowaną niż załamaną, ale to się jeszcze trochę poprzeplata, bo w końcu nie tak łatwo poradzić sobie ze stanami depresyjnymi. Niebezpieczeństwo dobrze na nią działa :) Ooooo, spokojnie, dopiero się rozkręcam :D
Pozdrawiam,
Farfocel
O, jak szybko dodałaś kolejny rozdział! Oby tak dalej. :)
OdpowiedzUsuńCo do treści: jestem zachwycona! Wspominałam kiedyś, że niesamowicie podoba mi się temat obscurusów, więc fragment z Tamirą i próbą jej "ujarzmienia" wpasował się idealnie. Ciekawe, jak dalej potoczy się życie tej dziewczynki... Oby Newt i Rolf jej pomogli.
A propos.
Rolf. To on, prawda? To on jest tym feniksem? W ogóle dopiero teraz uświadomiłam sobie własną głupotę. Jak mogłam obstawiać Lysandra, skoro to syn Luny - będącej przecież w wieku Hermiony. Coś czuję, że ani Lorcan, ani Lysander się nie urodzą. Chyba że zamiast blond włosów będą mieli brązowe? :P
Z niecierpliwością wyczekuję rozdziału 11!
Pozdrowienia!
Bardzo dziękuję za opinię :) Temat Obscurusów jeszcze się na pewno pojawi, zresztą Hermiona nie byłaby sobą, gdyby nie próbowała śledzić losów małej Tamiry. W końcu jeśli dziecko uda się uratować ze szponów obscurusa, to mała kiedyś w końcu trafi do Hogwartu, prawda? :)
UsuńHaha :D Rolf... :)
Pominę milczeniem Twoje rozważania na temat tej postaci ;P Żeby nie psuć Ci niespodzianki :) Natomiast możesz być pewna, że w życiu Hermiony pojawi się jeszcze nie jeden blondyn ;)
11 jak trochę poogarniam szkołę xd Polonista nie ma łatwego życia na początku roku xd
Ślę pozdrowienia,
Farfocel ;)
Mam nadzieję, że szkoła już trochę poogarniana. Mamy przecież prawie koniec października! Liczę na szybką publikację rozdziału 11. :)
UsuńPlan jest na koniec tego tygodnia ;) mam już takie 70% :)
Usuń