Rozdział 8. Bezpańscy
Do czytania polecam: https://www.youtube.com/watch?v=Yj6V_a1-EUA
Do czytania polecam: https://www.youtube.com/watch?v=Yj6V_a1-EUA
Magiczny ogień wesoło trzaskał w kominku w
domostwie Weasley’ów, pokonując chłodek wpadającego przez otwarte okno
późnosierpniowego wieczornego wiatru. Świeże powietrze, niezbyt jeszcze
zanieczyszczone coraz bardziej rozwijającym się miasteczkiem zza wzgórza,
otrzeźwiało umysły zgromadzonych w salonie domowników i gości. Czwórka
dorosłych, jedno śpiące na kanapie dziecko, kot, sowa i mała wiewióreczka,
przytulona do najmłodszej uczestniczki sympatycznej rozmowy, mającej znamiona
dyskusji składało się na niewielkie forum, rzucające od czasu do czasu kolejny
temat do rozmowy.
Hermiona
siedziała najbliżej kominka, czując, że późnowieczorne powietrze nie oszczędzi
jej niewystarczająco zasłoniętego przez krótkie spodnie i koszulkę na ramiączkach ciała, jeśli ta zdecyduje się na powrót do domu teleportacją z takim
skutkiem jak dzisiejszego południa. Chorobliwa chudość, do której wciąż nie chciała
się przed samą sobą przyznać, potęgowała tylko jeszcze odczuwanie chłodu
przedjesiennego wieczoru, więc bliskość ognia była dla niej miłym towarzystwem.
Żyjątko na jej kolanach, przytulone do jej ciała, też ogrzewało ją ciepłotą
swojego futerka, czując się w jej ramionach najbezpieczniej.
Państwo
Weasley – Molly na kanapie, Artur wyciągnięty w starym fotelu – uśmiechali się
ukradkiem do siebie, od czasu do czasu rzuciwszy ciepłe spojrzenie w stronę
młodej kobiety, choć we wzroku pani domu można było wyczuć wciąż wielką troskę
i strach o stan dziewczyny.
Remus
cieszył się na jej widok, choć nie cieszył go powód jej wizyty – dość przykra
rozmowa na temat jego powrotu do Hogwartu była już jednak za nimi i wiedział,
że przekonał Hermionę do tego, że ma rację, zdecydowawszy się na pozostawienie
Teddy’ego pod opieką babci malca. Andromeda była najodpowiedniejszą osobą, by
zająć się chłopcem podczas gdy ojciec – tak czy siak znikający z jego życia
wraz z powtarzaną cyklicznie przykrą dla niego fazą księżyca – odda się z
powrotem nauczaniu młodych, chłonnych umysłów. Oczywiście, to nie była jego
inicjatywa. Minerwa McGonagall planowała to już od momentu, w którym informacje
z placu budowy były pozytywne. Czary, jakie spowodowały, że Hogwart zmienił się
w jedną wielką kupę gruzu, w końcu zostały przełamane, a to znacząco
przybliżyło powrót uczniów w szybko odbudowywane mury zamku.
- Nie
rozumiem, Remusie. Czy śmierciożercy rzucili jakiś urok na mury, że nie można
było ich odbudować? – zapytała Hermiona marszcząc czoło.
Remus
westchnął, przypomniawszy sobie, co działo się z czarodziejami, gdy tylko
przekraczali próg – choć trudno było mówić o fizycznym progu – zamku w gruzach.
Podejrzewał, że Hermiona nie zdążyła zauważyć, że jej specyficzny stan i nad
wyraz wrażliwe reakcje na odnajdywanych wśród gruzów zmarłych, zdwajały swoją
siłę w obrębie murów Hogwartu. Zresztą, nie tylko ona, ale dużo bardziej
doświadczeni czarodzieje, popadali w depresję, nie wiedząc, co tak właściwie
się z nimi dzieje.
- Wciąż
się nad tym zastanawiamy. Nie możemy dojść do tego czy to właściwie jakaś
klątwa, czy nieznane nam dotąd magiczne stworzenie.
Remus
westchnął głęboko.
- Jak to
magiczne stworzenie?
- Z
naszego wywiadu wynika, że Anthony Nott nie zmienił się zbytnio od czasów szkoły
i przejawiał dość specyficzne, żeby nie powiedzieć c h o r e zainteresowanie rzadkimi magicznymi stworzeniami, a Tom…
- Lupin zawiesił głos. – Cóż, nie miał nic przeciwko eksperymentom zwłaszcza,
gdy obiekt testów często krzyczał.
Hermiona
wzdrygnęła się, czując jak dreszcze rozpoczynają nerwowy maraton po jej
plecach. Co jak co, ale ona doskonale wiedziała, że tortury były jednymi z
ulubionych rozrywek Czarnego Pana i jego mrocznej świty.
Dziewczyna
odetchnęła kilkakrotnie, walcząc z atakiem paniki i wspomnieniami, po czym
przełknęła głośno ślinę i objęła ramionami kolana.
- Chcesz
powiedzieć, że Obscurusy na ulicach Londynu to wynik jego eksperymentów? –
zapytała szeptem, ledwo otwierając usta. Z ostatniego Proroka Codziennego, który
wpadł jej w ręce za sprawą trudnej w pożyciu nieznanej sowy, dotarły do niej
informacje, że w czasie, gdy Hogwart był nieczynny, a Durmstrag i Beauxbatones
oraz pomniejsze szkoły magii w Europie nie zdecydowały się na przyjmowanie angielskich, zwłaszcza o mugolskim pokoleniu, czarodziejów – w samym Londynie odnotowano trzy
przypadki Obscurorodzicieli. Najtragiczniejsze było jednak to, że w momencie
odkrycia przez dorosłego czarodzieja, Obscurus nie tylko gwałtownie opuszczał
ciało swojego czarodzieja, zabijając go, ale także przenosząc się z miejsca do
kolejnego małego ciała. I proces się powtarzał. Minister Magii wraz z powołanym
z emerytury Newtem Scamandrem próbowali jakoś to rozwiązać, ale do tej pory
nie udało im się ani schwytać tej niezwykłej formy Obscurusa, ani uratować
małego czarodzieja.
- Z tego
co wiem, to tak.
Słowa
Lupina rozbrzmiały w nieprzyjemny sposób po pokoju.
- Mało tego - odezwał się ciężko wzdychając Artur. - Obawiamy się, że to dopiero początek tego, co wylazło z podziemi posiadłości Malfoyów. A nasz jedyny informator godny zaufania umarł, gdy ratował Was i przenosił do Muszelki.
Kolejne ciężkie westchnięcie rozbrzmiało w pokoju. Hermiona z jednej strony poczuła się okropnie na wspomnienie domowego skrzata, któremu zawdzięczała życie, bo nie wątpiła w to, że gdyby Zgredek nie pojawił się w odpowiednim momencie, dziś wojna jeszcze by trwała, a ona - i prawdopodobnie Harry i Ron - byliby tylko męczennikami ze sztandarów. I pewnie na niewiele by się zdali... Z drugiej strony w jej sercu rozkwitła duma, bo jeszcze kilka wiosen wcześniej nikt nie uwierzyłby domowemu skrzatowi, a na pewno nie doceniałby go tak, jak robiło to teraz Ministerstwo Magii, reprezentowane w tej chwili przez Artura Weasley'a.
- Wciąż zapominacie o...
- Nawet nie wspominaj mi o tym synu śmierciożercy! Nott, jakkolwiek nie miał by na imię, nigdy nie będzie wiarygodnym źródłem informacji. Kropka. O czymkolwiek byś nie mówił, Remusie! - Artur poczerwieniał na twarzy, ciekawie kontrastując z białymi resztkami niegdyś rudych włosów.
- Nott? - rzuciła dziewczyna, spoglądając to na wilkołaka, to na pana domu.
- Tak, ten mały gnojek, Teodor. Syn Anthony'ego. - Artur nie mal wypluł te słowa. - Wciąż nie wiem, Remusie, jak udało ci się wybronić tego bezczelnego gnojka przed Azkabanem.
Remus Lupin powstrzymał się od komentarza, a Hermiona postanowiła nie naciskać, choć nachmurzyła się słysząc, że kolejny człowiek samego Voldemorta pozostał na wolności.
Po chwili nieznośnej ciszy, Molly poderwała się na nogi i zawołała:
- Zrobiło się chłodno! Kto napije się mojej miodowej herbaty z cytryną?
Już kierowała się z powrotem w stronę kuchni, gdy Remus podniósł się z wyświechtanego fotela i otrzepał z niewidocznych okruchów po cieście czekoladowym, którym Molly napchała gościom brzuchy jakąś godzinę wcześniej.
- Wybacz, Molly, ale będę się już zbierał. Mały potrzebuje się wyspać, a pewnie i Hermiona nie miała łatwego dnia po tym krótkim spacerze znad rzeki - powiedział, patrząc na dziewczynę z wyraźnie rozbawioną miną. Młoda czarownica zarumieniła się, gdy dotarło do niej, że ktoś musiał być świadkiem jej nieudanej teleportacji, a przynajmniej mieć swoich szpiegów, którzy mu o tym donieśli. Jak na zawołanie z ciemności za oknem wyłonił się Krzywołap i zgrabnie zeskoczył z parapetu, po czym ruszył w stronę swojej właścicielki.
- Przecież możecie zostać u nas! - wykrzyknęła niemal natychmiast pani Weasley, podpierając się rękami pod boki jej starym zwyczajem. - W domu jest dużo miejsca, a wracanie teraz w ciemności do Londynu nie jest miłą wizją... - zaczęła tłumaczyć, ale widząc uniesione ręce Remusa i podnoszącą się z podłogi Hermionę, odpuściła z wyrazem zawodu na twarzy. Molly bardzo tęskniła za czasami, gdy Nora była pełna ludzi, śmiechu dzieci, a nawet odgłosów kłótni. Teraz Weasley'owie nieczęsto mieli okazję gościć kogokolwiek, bowiem ich dzieci w większości miały już własne domy lub zajmowały się karierą, która nie pozwalała, by mieszkali wciąż w tej części Wielkiej Brytanii.
- Remus ma rację, pani Weasley - mruknęła Hermiona, czując, że wsparcie Lupina przy teleportacji może okazać się jedyną realną szansą na uchronienie się przed długim spacerem, a do tego przed wylądowaniem w jakiejś fontannie, albo innej takiej niespodziance. - Czas na mnie - dodała, nie patrząc na gospodarzy, bo wiedziała, że zobaczy w ich oczach zawód. Z pewnością oboje chcieliby z nią porozmawiać o trudnej sytuacji, jak o niej myśleli, między nią a ich najmłodszym synem i mieli nadzieję na to w ciągu najbliższych godzin, jednak dla Hermiony temat tego związku pozostawał zamknięty na trzy spusty i nie miała ochoty o tym dyskutować, a na pewno nie z rodzicami Rona.
Remus wziął na ręce Teddy'go, Hermiona pozwoliła nowej koleżance - wiewiórce - na stałe zadomowić się w kieszonce na jej piersi, zdziwiona, że umoszczony w jej ramionach Krzywołap zupełnie nie zareagował na kolejnego futrzaka przyklejonego do jego właścicielki. Następnie oboje pożegnali się cicho z domownikami Nory i wyszli w ciemną noc.
Tuż po przekroczeniu barier ochronnych Nory - które w rzeczywistości nie zostały zdjęte, choć nie miały nic wspólnego z przygodami Hermiony z południa - dziewczyna westchnęła ciężko, czując, że musi się szybko przyznać Remusowi, że potrzebuje pomocy w teleportacji, jednak gdy zbierała się w sobie, by wydukać prośbę o pomoc, Lupin odezwał się:
- Właściwie, Hermiono, może dasz się namówić na tę herbatę w moim mieszkaniu w Londynie? - rzucił. Dziewczyna nie widziała wyrazu jego twarzy w ciemności rozpraszanej tylko blaskiem gwiazd. - Właściwie nie mieszkamy daleko od siebie - dodał tonem pełnym otuchy i wyciągnął rękę w jej stronę.
Hermiona wiedziała, że Remus ma niesamowitą intuicję i jest jedną z najbardziej empatycznych osób, jakie znała, dlatego zgodziła się bez wahania, a już po chwili poczuła średnio przyjemne szarpnięcie w okolicach pępka, by po sekundzie odetchnąć powietrzem dużo bardziej zanieczyszczonym przez spaliny, niż to w okolicach Nory.
- Mało tego - odezwał się ciężko wzdychając Artur. - Obawiamy się, że to dopiero początek tego, co wylazło z podziemi posiadłości Malfoyów. A nasz jedyny informator godny zaufania umarł, gdy ratował Was i przenosił do Muszelki.
Kolejne ciężkie westchnięcie rozbrzmiało w pokoju. Hermiona z jednej strony poczuła się okropnie na wspomnienie domowego skrzata, któremu zawdzięczała życie, bo nie wątpiła w to, że gdyby Zgredek nie pojawił się w odpowiednim momencie, dziś wojna jeszcze by trwała, a ona - i prawdopodobnie Harry i Ron - byliby tylko męczennikami ze sztandarów. I pewnie na niewiele by się zdali... Z drugiej strony w jej sercu rozkwitła duma, bo jeszcze kilka wiosen wcześniej nikt nie uwierzyłby domowemu skrzatowi, a na pewno nie doceniałby go tak, jak robiło to teraz Ministerstwo Magii, reprezentowane w tej chwili przez Artura Weasley'a.
- Wciąż zapominacie o...
- Nawet nie wspominaj mi o tym synu śmierciożercy! Nott, jakkolwiek nie miał by na imię, nigdy nie będzie wiarygodnym źródłem informacji. Kropka. O czymkolwiek byś nie mówił, Remusie! - Artur poczerwieniał na twarzy, ciekawie kontrastując z białymi resztkami niegdyś rudych włosów.
- Nott? - rzuciła dziewczyna, spoglądając to na wilkołaka, to na pana domu.
- Tak, ten mały gnojek, Teodor. Syn Anthony'ego. - Artur nie mal wypluł te słowa. - Wciąż nie wiem, Remusie, jak udało ci się wybronić tego bezczelnego gnojka przed Azkabanem.
Remus Lupin powstrzymał się od komentarza, a Hermiona postanowiła nie naciskać, choć nachmurzyła się słysząc, że kolejny człowiek samego Voldemorta pozostał na wolności.
Po chwili nieznośnej ciszy, Molly poderwała się na nogi i zawołała:
- Zrobiło się chłodno! Kto napije się mojej miodowej herbaty z cytryną?
Już kierowała się z powrotem w stronę kuchni, gdy Remus podniósł się z wyświechtanego fotela i otrzepał z niewidocznych okruchów po cieście czekoladowym, którym Molly napchała gościom brzuchy jakąś godzinę wcześniej.
- Wybacz, Molly, ale będę się już zbierał. Mały potrzebuje się wyspać, a pewnie i Hermiona nie miała łatwego dnia po tym krótkim spacerze znad rzeki - powiedział, patrząc na dziewczynę z wyraźnie rozbawioną miną. Młoda czarownica zarumieniła się, gdy dotarło do niej, że ktoś musiał być świadkiem jej nieudanej teleportacji, a przynajmniej mieć swoich szpiegów, którzy mu o tym donieśli. Jak na zawołanie z ciemności za oknem wyłonił się Krzywołap i zgrabnie zeskoczył z parapetu, po czym ruszył w stronę swojej właścicielki.
- Przecież możecie zostać u nas! - wykrzyknęła niemal natychmiast pani Weasley, podpierając się rękami pod boki jej starym zwyczajem. - W domu jest dużo miejsca, a wracanie teraz w ciemności do Londynu nie jest miłą wizją... - zaczęła tłumaczyć, ale widząc uniesione ręce Remusa i podnoszącą się z podłogi Hermionę, odpuściła z wyrazem zawodu na twarzy. Molly bardzo tęskniła za czasami, gdy Nora była pełna ludzi, śmiechu dzieci, a nawet odgłosów kłótni. Teraz Weasley'owie nieczęsto mieli okazję gościć kogokolwiek, bowiem ich dzieci w większości miały już własne domy lub zajmowały się karierą, która nie pozwalała, by mieszkali wciąż w tej części Wielkiej Brytanii.
- Remus ma rację, pani Weasley - mruknęła Hermiona, czując, że wsparcie Lupina przy teleportacji może okazać się jedyną realną szansą na uchronienie się przed długim spacerem, a do tego przed wylądowaniem w jakiejś fontannie, albo innej takiej niespodziance. - Czas na mnie - dodała, nie patrząc na gospodarzy, bo wiedziała, że zobaczy w ich oczach zawód. Z pewnością oboje chcieliby z nią porozmawiać o trudnej sytuacji, jak o niej myśleli, między nią a ich najmłodszym synem i mieli nadzieję na to w ciągu najbliższych godzin, jednak dla Hermiony temat tego związku pozostawał zamknięty na trzy spusty i nie miała ochoty o tym dyskutować, a na pewno nie z rodzicami Rona.
Remus wziął na ręce Teddy'go, Hermiona pozwoliła nowej koleżance - wiewiórce - na stałe zadomowić się w kieszonce na jej piersi, zdziwiona, że umoszczony w jej ramionach Krzywołap zupełnie nie zareagował na kolejnego futrzaka przyklejonego do jego właścicielki. Następnie oboje pożegnali się cicho z domownikami Nory i wyszli w ciemną noc.
Tuż po przekroczeniu barier ochronnych Nory - które w rzeczywistości nie zostały zdjęte, choć nie miały nic wspólnego z przygodami Hermiony z południa - dziewczyna westchnęła ciężko, czując, że musi się szybko przyznać Remusowi, że potrzebuje pomocy w teleportacji, jednak gdy zbierała się w sobie, by wydukać prośbę o pomoc, Lupin odezwał się:
- Właściwie, Hermiono, może dasz się namówić na tę herbatę w moim mieszkaniu w Londynie? - rzucił. Dziewczyna nie widziała wyrazu jego twarzy w ciemności rozpraszanej tylko blaskiem gwiazd. - Właściwie nie mieszkamy daleko od siebie - dodał tonem pełnym otuchy i wyciągnął rękę w jej stronę.
Hermiona wiedziała, że Remus ma niesamowitą intuicję i jest jedną z najbardziej empatycznych osób, jakie znała, dlatego zgodziła się bez wahania, a już po chwili poczuła średnio przyjemne szarpnięcie w okolicach pępka, by po sekundzie odetchnąć powietrzem dużo bardziej zanieczyszczonym przez spaliny, niż to w okolicach Nory.
W Londynie padało. Mokra
mgiełka z drobnego deszczu osiadała na każdym, kto wyściubił nos poza ciepłe
mieszkania, a temperatura, która jeszcze kilka godzin wcześniej osiągała
rekordy ciepła, teraz spadała na łeb na szyję. Remus uchylił okna w swoim
mieszkaniu, by zaduch ciepłego dnia trochę zrównoważył się z temperaturą na
zewnątrz i zasiadł naprzeciwko okrytej kocem Hermiony. Upił łyk herbaty,
odstawił kubek na stolik kawowy i utkwił wzrok w dziewczynie.
Grangerówna wolałaby,
żeby coś powiedział, żeby zarzucił ją pytaniami, które pozwoliłyby przyjąć jej
obronną postawę. Ale oskarżenia nie padły, bo Remus doskonale ją znał.
- Co mam ci powiedzieć,
Remusie? – zaczęła z westchnieniem. – Że straciłam kontrolę nad własnym życiem?
Że polazłam nie tą drogą na rozdrożu i nie bardzo wiem jak, ani czy w ogóle
chcę wracać? Że nie wiem, co się ze mną dzieje i że wszystko mi szwankuje?
Nawet nie umiem się porządnie teleportować! I nie wiem, co dalej. Ni w ząb… -
powiedziała coraz bardziej wzburzona, po czym schowała twarz w dłoniach.
Remus przez dłuższą
chwilę nie mówił nic, pozwalając jej się uspokoić. Wiedział, że jej wzburzenie
i jej wątpliwości to coś, z czym musi sobie poradzić. Mógł jej pomóc tylko
motywując ją do pracy nad sobą. Na hybrydy dementora i czegoś, czego jeszcze
nie zidentyfikowali, nie było innego rewelium.
- Właściwie, Hermiono -
zaczął, łapiąc palcem wskazującym i kciukiem za nasadę nosa, jakby coś go
bolało lub mocno zastanawiał się, co ma powiedzieć - to nie oczekiwałem od
ciebie takiego wyznania.
Hermiona rzuciła mu pełne
zniechęcenia spojrzenie.
- Sama nie wiem, co się
ze mną dzieje. Zastanawiam się, czy to ta zmiana różdżki, czy coś innego, a
może to po prostu ja tracę moc? - zapytała, bawiąc się magicznym patyczkiem
wyjętym z małego plecaczka.
Lupin uniósł brew. Zmiany
różdżek owszem, zdarzały się, po wojnie nawet kilkakrotnie, jednak to było coś,
czego nie spodziewał się w tej sytuacji...
- Kiedy zdecydowałaś się
zmienić różdżkę? - zapytał, wyciągając rękę po niepozorne drewienko. Obejrzał
je dokładnie, podczas gdy dziewczyna mówiła:
- Właściwie to nie była
decyzja. Poszłam do Olivandera, bo moja stara różdżka się złamała, Krzywołap
jej trochę pomógł - powiedziała, rzucając uszczypliwe spojrzenie na zwiniętego
przy Lupinie kota. - Chciałam kopię mojej, ale okazało się, że już do mnie nie
pasuje. A ta jest wyjątkowa, ale podobno również bardzo kapryśna. - Dziewczyna
westchnęła ciężko. - Proste zaklęcia mi wychodziły, jednak teleportacja już
taka prosta nie jest - dodała, krzyżując ręce na podciągniętych pod brodę
kolanach.
Remus zamyślił się przez
chwilę. Dotąd był pewny, że depresja Hermiony jest przynajmniej w dużej części
wynikiem działalności magicznych stworzeń z zamku, jednak zmiana, jaką
przeszła, musiała mieć rzeczywiście inne podłoże. Nie wątpił, że taka
metamorfoza nie była wcale niczym dziwnym po tym, co Hermiona przeżyła -
najpierw horkruksy, które miały czas na nią oddziaływać, następnie ucieczka
Rona z ich wspólnej wyprawy, stres, dwór Malfoy'ów, później smoki, Hogwart i w
końcu odnajdywanie zmarłych - to musiało na niej odcisnąć piętno, zresztą jak
na każdym czarodzieju, który przeżył to wszystko. Hermiona Granger była odważna
i twarda, ale była kobietą, a każda kobieta ma swoją wrażliwość.
- Kiedy zapraszałem cię
na herbatę, miałem zamiar opowiedzieć ci o pewnego rodzaju stworzeniach, które
odkryliśmy i związanymi z tym konsekwencjami, bo myślałem, że Twój obecny stan
- bez urazy - jest wynikiem ich wstrętnego oddziaływania, ale zmiana różdżki
świadczy o tym, że to wcale nie musi być prawda - zaczął swoją opowieść Remus.
Czarodziej ze spokojem i precyzją wyjaśnił, co w ostatnich miesiącach działo
się w Hogwarcie. Udało się uzyskać w końcu zaklęcie, które po pierwsze
wyrzucało stwory z zamku, choć autor zaklęcia postarał się, żeby nie robić im
przy tym krzywdy.
- Cały profesor Scamander
- zaśmiała się Grangerówna, która miała okazję poznać tego lekko stukniętego
staruszka podczas odbudowywania zamku. Pomimo tego, że jego wnuk zginął z rąk
Voldemorta, ten nigdy nie dał po sobie poznać, że jakoś to odczuł. Owszem,
bywał zamyślony, ale zazwyczaj uśmiechał się do wszystkich i z pełnym spokojem
i życzliwością, a czasem porządną dozą nieśmiałości, tłumaczył mniej
doświadczonym magom, jak osiągnąć jakiś konkretny efekt we wzmacnianiu zaklęć
przez wpływ magicznych zwierząt. Hermiona podziwiała ogrom jego wiedzy.
- A po drugie nieco
łagodzi ono skutki ich oddziaływania. Niestety, rzucić umie je tylko kilkoro
czarodziejów, a ja nie jestem jednym z nich - powiedział, kończąc myśl, choć
uśmiechnął się na wspomnienie nieśmiertelnego granatowego płaszcza Scamandra. -
Chciałem zaproponować ci wycieczkę do domu Scamandrów, jednak obawiam się, że w
tym przypadku zaklęcie na niewiele się zda - dodał.
Hermiona uśmiechnęła się
ze smutkiem. Opowieść Remusa przez chwilę dała jej iskierkę nadziei na to, że
jej stan nie jest wynikiem jej zaniedbań, a przynajmniej nie tylko nich, jednak
im więcej mówił jej były nauczyciel, tym bardziej była przekonana, że sprawa
jej nie dotyczy. Mimo pozornego optymizmu, czuła, że jej nastrój a każdą chwilą
się pogarsza i, że czas chyba wracać do domu. Faktycznie, Remus mieszkał tylko
3 przystanki metrem od byłej Gryfonki, więc ta była niemal pewna, że
teleportacja tym razem jej nie zawiedzie, nie na tak małą odległość. Już miała
się zbierać, gdy Remus zapytał:
- Wracasz do Hogwartu?
Dziewczyna rzuciła mu
krótkie spojrzenie i od razu odwróciła wzrok. Wiedziała, że szykuje się
pogadanka, a może i wykład, że powinna wrócić do szkoły, ale nie miała ochoty
tego wysłuchiwać. Nie dziś. Była zmęczona i chciała już zasnąć w swoim łóżku.
- Nie wiem. Nie
kontynuujmy tego tematu. Wiem, że wszyscy chcecie, żebym wróciła, ale nie mam
dzisiaj siły na walkę na argumenty, Remusie - powiedziała na jednym wydechu.
Remus zaśmiał się cicho.
- Dziś wyjątkowo bardzo
chcesz uprzedzić fakty - powiedział rozbawiony, unosząc jedną brew. - Chciałem
ci zaproponować staż i dodatkowe zajęcia z obrony przed czarną magią, które
umożliwiłyby ci na przykład podjęcie pracy profesora Hogwartu, jeśli chciałabyś
wrócić do zamku, ale zupełnie nie mam zamiaru zmuszać cię, ani tym bardziej bić
się z tobą na argumenty, Hermiono. Jesteś dorosła. - Lupin zawiesił głos na
moment. - To ty - nikt inny - wiesz najlepiej, co masz robić.
Grangerówna odetchnęła
kilkakrotnie głęboko, po czym pokręciła głową i wstała.
- Późno już. Zastanowię
się nad Twoją propozycją - powiedziała, wzięła zaspanego Krzywołapa na ręce i
zniknęła z cichym pyknięciem.
Celowała w sypialnię, ale
kapryśna magia poniosła ją do kuchni jej mieszkanka. Skorzystała ze zrządzenia
losu i nakarmiła Krzywołapa, po czym zagrzała sobie kubek mleka, mając
nadzieję, że łatwiej zaśnie.
Po przygotowaniu wielkanocnego
koszyka na posłanie małej wiewiórki, nakarmieniu jej letnim mlekiem z miodem i
po gorącym prysznicu zwinęła się w kłębek pod kołdrą w sypialni, ignorując, że
co jakiś czas wylatywała i wlatywała ta durna bezpańska sowa, która zdawała się
ją bacznie obserwować z zadowoloną miną, gdy tego wieczoru alkohol nie
zagosicił w ustach dziewczyny. Zasnęła niedługo po tym, jak przeanalizowała
propozyję Remusa, a jej sny były pełne hogwarckich korytarzy, mówiących
portretów, feniksów spalających się na niebiesko i - nie wiedzieć czemu -
tajemniczego blondyna z ulicy Pokątnej, o którym - jak dotąd myślała - dawno
już zapomniała. Cały czas towarzyszyło jej uczucie niepokoju i jakby
bezpańskości, które były wynikiem jej wahania i bicia się z myślami. Wiedziała,
że jej życie musi wrócić na właściwe tory, a do tego potrzebuje decyzji.
Następnego ranka obudziła
się dość wcześnie z prostą myślą.
Wraca do Hogwartu.
czekam, czekam!! czytam Twoje posty, czekam z niecierpliwoscia, uwielbiam teomione, a Ty jako jedyna prowadzisz obecnie takiego bloga. Zawsze zaglądam żeby sprawdzić czy cos nowego jest, niestety rzadko coś jest, ale jak już widze to.. :D radosc radość:) Mam nadzieje ze na tym 8 rozdziale sie nie skonczy. Powiem Ci, ze bardzo ciekawe tworzysz opisy, bardzo wciągaja:). Pozdrawiam Ola! ps. z telefonu gorzej komentowac, dzis z komputera wiec... czekam na Hermione w Hogwarcie:D
OdpowiedzUsuńHej, Ola :D Kocham to opowiadanie, więc nie, nie skończy się na 8 rozdziale ;) Teraz skupiam się na oddaniu rozdziałów do magisterki, ale postaram się może jeszcze w lutym dodać "dziewiątkę". Cieszy mnie Twój komentarz ;)
UsuńPozdrawiam!
Farfocel
Cześć,
OdpowiedzUsuńTwój blog jest obecnie pierwszy w kolejce. Rozumiem, że nadal jesteś zainteresowana oceną opowiadania?
Pozdrawiam,
Dafne
www.wspolnymi-silami.blogspot.com
Tak, jak najbardziej! Mam co prawda urwanie głowy, ale blog nie został porzucony.
OdpowiedzUsuń#MagiczneSmakołyki #KarmelkoweMuszki
OdpowiedzUsuńNo, i dobrnęłam do ostatniego (oby tylko napisanego!) rozdziału. Dowiedziałam się z niego wielu ciekawych rzeczy, na przykład: stworzenia wytwarzające depresyjną atmosferę w murach Hogwartu. Odnoszę wrażenie, że są nimi granatowe feniksy - te same, których rdzeń ma w różdżce Hermiona. Jeżeli to prawda, pewnie tego nie potwierdzić, choć ja swoje wiem. :) Niezwykle interesujące też były fragmenty o Obscurusach. Jest to dla mnie jeszcze niezgłębiony temat, dlatego poczytam o nich coś więcej.
Wiedziałam, że Hermiona wróci do Hogwartu. Cieszę się i czuję w kościach, że jej powrót wiele namąci. Coś mi się jeszcze ubzdurało, że wraz z Hermioną wróci ten tajemniczy blondyn (obstawiam teraz jednego z wnuków Scamandera, Lorcana albo Lysandra) i będą zgłębiać tajemnice magii tego feniksa.
Po przeczytaniu dotychczasowych rozdziałów mogę z ręką na sercu powiedzieć, że bardzo miło spędziłam czas przy czytaniu Twojej historii. Z pewnością będę śledzić dalsze losy bohaterów (postaram się równie wylewnie, jak teraz, opisywać odczucia towarzyszące przy czytaniu). Z początku byłam sceptycznie nastawiona, nie znajdując w opowiadaniu niczego, co mogłoby zachęcić do pozostania na dłużej, ale z czasem się to zmieniło - na szczęście. :)
No, cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na kolejny rozdział z nadzieją na jego szybkie opublikowanie. Jednocześnie trzymam kciuki za pisanie magisterki i obronę.
Do następnego!
Pozdrawiam!
Droga Ew, pozwól, że odniosę się po części do wszystkich Twoich komentarzy :)
UsuńCieszę się z każdego z nich, ponieważ jesteś ucieleśnieniem tego, co w 90% chciałam u czytelników osiągnąć.
Przydługie opisy to moja zmora, fakt, natomiast opis kuchni z prologu był zamierzony - prolog miał mieć charakter typowo opisowy, a opis kuchni pokazywać spustoszenie w Hermionie, ponieważ według mnie to kuchnia jest najważniejszym pomieszczeniem w całym domu i odzwierciedla w tym przypadku bałagan w życiu głównej bohaterki.
Hah, uśmiałam się, gdy wspomniałaś o przefarbowanym Malfoy'u :) Mogę rozwiać Twoje wątpliwości - to nie był Draco :) Z tym się nie lubimy, nie chce współpracować ;P
Komentarz pod rozdziałem nr 3 - jak już wiesz, Ron się pojawił później, z Potterem czekam na odpowiednią chwilę. Ponieważ aktualnie jesteśmy w okolicy drugiego tygodnia sierpnia, myślę, że zdąży jeszcze ją spotkać w Londynie... albo nie ;p Zastanawiam się nad tym jeszcze :)
Jeśli chodzi o zmiany kanoniczne, to pisze o nich w jednej z podstron, ale fakt, Bella i Remus zginęli w kanonie - i to są właściwie jedne z niewielu zmian kanonicznych, które wprowadzam. Twój komentarz podpowiedział jednak, żeby podkreślać zmiany kanoniczne w komentarzach pod rozdziałami, będę o tym pamiętać (a jakbym zapomniała, to dajcie znać, bo ja mam dobrą pamięć, ale krótką).
Opowiadaniowy Ron jest trochę wzorowany na moim znajomym, może lekko przesadziłam, ale moja Hermiona zdaje sobie sprawę, że jeśli byłaby delikatniejsza, to ten Ron nie zrozumiałby aluzji. Wyszło może trochę zbyt brutalnie, ale to miało być odcięcie się. Możesz być spokojna, Ron wróci silniejszy :) Dodam tylko, że nigdy nie byłam fanką tej pary ;)
Syriusz oraz państwo Potter definitywnie nie żyją, a co jest martwe, niech takie pozostanie ;p Oczywiście żartuję. Remus i Bella są mi po prostu potrzebni do kilku akcji. I kto wie, może nie zdołam się nigdy pogodzić z ich śmiercią, więc może u mnie przeżyją?
Z jednej strony chcę przyspieszyć akcję (mamy już 8 rozdziałów, a ona nawet nie wróciła do Hogwartu), ale z drugiej, depresja jest trudną chorobą - czasem wydaje się, że znalazło się cel, że już wychodzi się na prostą, a później jest jedno wielkie BUM! Czy tak będzie w przypadku Hermiony - nie wiem (of kors, że wiem, ale nie powiem) :)
Granatowe feniksy to dobre stworzenia :)
Co do wnuków Scamandra - chyba nie będzie to wielkim spoilerem, jak powiem, że Lysander zawsze fascynował się Hogwartem, prawda? :) Ale na tę chwilę ani jednego, ani drugiego Hermiona nie zna :)
Za komentarze dziękuję, za rady i emocje tym bardziej, za trzymane kciuki nie będę, żeby nie zapeszyć ;)
Pozdrawiam,
Farfocel :)